Kobieta zmienną jest ...
A jak bardzo? Oto dowód.
Ach jakże byłam nim zachwycona i przeszczęśliwa, że sąsiad obsadził nim swój płot (ten, którego z całego serca nie cierpię; płot mam tu na myśli, nie sąsiada).
Posadził winobluszcz pięciolistkowy.
A zachwycałam się, bo ...
A bo, że zasłoni to ohydztwo, i to w szybkim tempie, bo ekspansywny jest nad wyraz.
A bo, że jesienią bardzo ładnie się przebarwia.
I ogólnie och, ach i fajerwerki.
No więc już się nie zachwycam, bo ...
Bo, że ekspansywny jest i wszędzie go pełno jak wszędobylskich produktów made in china. W pełni sezonu ciąć trzeba co 2 tygodnie by nie zagłuszył moich nasadzeń.
Bo, że liście zrzuca na zimę i śmieci przy tym okropnie.
Bo w zimie i na przedwiośniu łyso na tym płocie jak u mojego męża na głowie przez cały rok.
Zarządziłam więc powolną eksmisję. I nucąc sobie pod nosem:
"Wymienię cięęęę, na lepszy model" zaczęłam obsadzać płot bluszczem pospolitym. Ma on tę przewagę nad winobluszczem, że:
jest zimozielony,
łatwiej nad nim zapanować,
zajmuje mniej miejsca.
A potem zobaczyłam u kogoś żywopłot z choin. Cudny. Się mi zachciało.
Ale powiedziałam sobie - konsekwencja kobieto, konsekwencja! Więc obsadzam powoli bluszczem.