Jak to mówi Hania, "zakacubiło się" u nas od wtorku straszliwie. Niechętnie wychodzimy z domu, na szczęście w poniedziałek było jeszcze niemal letnio i słonecznie, więc wyrwaliśmy i wynieśliśmy niemal wszystko co trzeba - do szlarenki, piwnicy, szopki, pod wiatę - jak tam wypadło.
Doszłam do wniosku, że błędem jest nierobienie bukietów z róż. Szczególnie nadaje się i długo stoi w wodzie Larissa, miałam ją przez kilka dni razem z kwitnącymi jeszcze pędami przywrotnika. Teraz się suszy z innymi w koszyczku w kuchni.
W ogóle jak wiadomo, że kończy się lato, tnę kwiaty bez opamiętania i znoszę do domu.
W zeszłym tygodniu posadziłam róże: Darcey Bussel - nowa purpurowa miłość od D. Austina, kilka krzaczków Larissy i dużo białego Kosmosu, bo zachwyciłam się nim w Niemczech bardzo.
Little White Pet znalazło miejsce na rabacie okrągłej.
Narcyzy i czosnki też już w ziemi i nawet ok. 50 tulipanów, którym się nie oparłam.
Zdjęcia zrobiłam... dzisiaj, mocno zapłakane.
Niewiele liści zostało na dębie