Wiem że mnie zezwiecie za szmatę, już doczytałam po fakcie niestety, że jest nie polecana, ale powycinałam duże dziury naokoło drzewek i miałam nadzieję że będzie wtedy dobrze, korzenie będą miały przewiew.
Rośliny sadziłam na początku kwietnia tego roku , do tej pory było wszystko oki. Teraz przez 2 tygodnie nas nie było, wczoraj w nocy wróciliśmy i dzisiaj rano zobaczyłam tego jałowca w takim stanie. Sucho nie ma, więc raczej nie z suszy, zbyt mokro też nie. Ziemia wilgotna. Na drugim i trzecim zdjęciu jest ten sam jałowiec, i on wygląda tak jak wyglądał, raczej z nim nic się nie dzieje. Oba jałowce od kwietnia miały ładne przyrosty, i ten jeden mniejszy podczas naszej nieobecności tak zmarniał. Teraz patrzyłam na zdjęcia sprzed wyjazdu, to niby wyglądał zdrowo, ale chyba był jednak jaśniejszy od tego większego, czyli chyba już coś go łapało i powoli postępuje. czy to sprawa szamty? Jest dość duży otwór wokół rośliny wycięty, więc może to nie przez to? Czy to jakaś choroba? Igły mu nie lecą. Trzymają się na gałązkach, ale gałązki zwieszone, igły nie tak sterczące jak na zdrowym jałowcu. Kolor wyblakły. Czy jest dla niego ratunek?