Wegetacja idzie zgodnie ze swoim rocznym planem. Nie zważa na obostrzenia.
Mimo słońca temperatura jakaś taka niewystarczająca, aby odczuwać przyjemność z prac ogrodowych. Wyciągnęłam parę mniszków i tyle. Pielenie na rabatach jest utrudnione, bo jest za sucho. Susza przyhamowała wzrost chwastów, nie ma ich multum, więc i motywację do odchwaszczania mam mniejszą.
Wilgoć przydałaby się w kompostowniku, ale szkoda mi wody ze studni, a tej wodociągowej nie mam sumienia tam wykorzystywać. Zewsząd płyną alarmy o niskim poziomie rzek, dalszym obniżaniu poziomu wód gruntowych i grożącej nam suszy.
Fatum jakieś zawisło nad tą naszą planetą.
Mimo suszy rośliny budzą się do życia. Ptakom systematycznie uzupełniam poidełka. Bardzo chętnie z nich korzystają.
Obie budki lęgowe na brzozach są zajęte. Niedługo zrobi się tam intymniej.
Stipy podrosły i zaczynają być ozdobą.
Wypiętrzają się rozchodniki, budzą się do życia miskanty i rozplenice na najbardziej nasłonecznionych stanowiskach.
Tulipany zdecydowanie mniej atrakcyjne niż zawsze, ale i tak cieszą kolorem.