Ja swojego wiąza posadziłam późnym latem 2011. Okryłam tylko miejsce szczepienia. Natomiast bardziej jak mrozu obawiam się choroby, która trzewi wiązy. Podobno jak zachoruje, to żadne szanse na uratowanie. Ale zaryzykowałam. Teraz upajam się jego piękną zielenią (no może nie teraz -bo jest goły) i czekam na parasolkę.