witaj na forum!!!
Rhododendron do odratowania...tak jak napisała Danusia. Trzeba tylko wytrwałości. Ja dorzuciłabym jeszcze raz na sezon Asahi - to taki regulator wzrostu. Ratował już nie raz moje rośliny po różnych stresach.
A dla przykładu i nadziei pokażę Rhododendrona, którego mamy z odzysku po kliencie, który kazał go wykopać i wyrzucić. A my grzecznie się spytaliśmy czy nie będzie miał nam za złe, gdy spróbujemy o niego powalczyć a nie damy go na śmietnik. Dodam, że gdy kiedyś wykonywaliśmy ogrody, to nigdy nie zabierało się roślin i nie ratowało się ich bo to jakoś tak nie wypada...ale na tego rhododendrona się uwzięliśmy.
zdjęcie z sierpnia 2006, zrobione z góry. Może mało widać . Krzew uszkodzony przez choroby grzybowe, dodatkowo miał opuchlaka i parę byle jakich pąków kwiatowych do kwitnienia na 2007 rok.
Po wykopaniu zadoniczkowaliśmy go w pojemniku chyba 25 l, oczywiście w kwaśnym torfie i szkółkowaliśmy tak przeszło rok w tej donicy w zacienionym tunelu, bo nigdzie nie mieliśmy dla niego miejsca. Dostał nawóz kilka razy (chyba Hydro Complex - teraz Yara Mila) i kilka różnych zabiegów chemicznych niestety. Najgorsza była walka z opuchlakiem, który objadał liście (postać dorosła - czarny żuczek), a który żeruje nocą i trudno go znaleźć w dzień, no i jego okropne larwy, podgryzające korzenie. Po prostu masakra. Aha i ja podlewałam go jeszcze Plantonem S do surfinii, bo tam jest sporo żelaza a liście były tak blade i miały okropną chlorozę, że szkoda gadać.
Po dwóch latach miał więcej kwiatów, po drodze jeszcze zaliczył atak choroby grzybowej bo nad nim rosła śliwka mirabelka i mszyce bytujące na niej wytworzyły tyle spadzi, że wszystkie liście na rododendronie się kleiły. Potem na tej spadzi wytworzyły się czarne zarodniki - grzyby czerniowe. Więc mirabelka poszła precz na przełomie 2009/2010 i teraz mamy spokój i rododendron też.
A jak się teraz odwdzięcza widać na załączonym obrazku:
Wybaczcie mi wszyscy taką gadaninę...
Dobranoc...