W połowie września 2016 zabraliśmy się z sąsiadem za ogrodzenie. Niestety ja z braku urlopu mogłem to robić wyłącznie po pracy i w soboty - a przy coraz krótszych dniach mogliśmy robić coraz mniej. Jednak powoli, do przodu - do grudnia mieliśmy zrobione niemal wszystko, tylko dół działki, od strony lasu, musiał poczekać na wiosenne naciągnięcie siatki. Szkoda, że nie zdążyliśmy z całością przed zimą - pewnie gdybyśmy dali radę, to potem rozciągnąłbym z tyłu działki leśną siatkę i przyhamował sarnie zapędy. A tak... zimą objadły nam sporo tujek, niemal wszystkie bluszcze, sumaki i kto wie, w czym jeszcze maczały pyski te cholery
tutaj nie wiem, czy dobrze widać strzałkę, ale czwarta tuja od lewej na poniższym zdjęciu ma środkową część z jednej strony całkiem wyżartą przez sarny
a tujki, które uchowały się przed sarnami, i tak przez cały czas (działka otwarta od frontu) narażone były na wszystkie pańskie i bezpańskie psy:
To raczej nie była ta fytoftoroza, co u Beaty - bo nie wszystkie tuje tak miały, nie w całości a tylko miejscowo, no i głównie od dołu, tam gdzie psiaki znaczyły swój teren. Długo się z tym ogradzaniem zbieraliśmy, no ale (stan na dzień dzisiejszy) boczne ogrodzenie jest już całe, od lasu też całość ogrodzona roboczo, pozostaje tylko front i będzie trochę spokoju od kup, siuśków i pożółkłych dolnych partii roślin