Rety! Wraz ze zmianą scenerii z zimowej na szaroburo-byle-jaką traciłam zupełnie rozpęd i popadłam bez reszty w matkowanie moim chłopakom. I obudziłam się w marcu, z trawnikiem wołającym grabi jak zbawienia i bez planu na najbliższe miesiące. Kiedy to minęło?
Ale, że wczoraj się zestarzałam na okrągło, postanowiłam sprawdzić, czy nie ubyło mi mocy, humoru czy innych sił witalnych i dziś, rzuciłam się na grabie. A grabie na trawnik. Na tyle, na ile chłopaki mi pozwoliły (i tak było super, bo dzieć nr 2, mimo ogólnej awersji do dłuższego wózkowania przespał w wózku całe 1,5 godziny). Stan na dziś: mocy i humoru pokłady duże, pytanie co mnie jutro (nie) będzie bolało
Muszę się wziąć do roboty, zdążyłam wyczytać, że jeszcze nie wszyscy ścieli trawy, więc nie jestem jakoś bardzo w tyle. Mam nadzieję, że uda mi się choć trochę ponadrabiać co u Was słychać
Aaaaa! I namierzyłam dziś tulipanki! Hurra, moje pierwsze tulipanki, sztuk naście, ale będą