Ja wolę nawozy wieloskładnikowe i w przypadku róż - takie specjalne do róż.
Pan pewnie badał glebę a że jest ogrodnikiem starej daty to stosuje dawne nawozy, albo dlatego że tanie.
Ale tak w ogóle to uważam, że najważniejsze jest wykopać wielki dół i odpowiednio przygotować mieszankę, w którą się sadzi róże. Potem ściółkować róże grubo, spróchniałym kompostem z obornikiem, niech się ukorzeniają też pędami. Sadzimy głęboko, miejsce szczepienia pod ziemią.
Kiedyś w miejsce gdzie miała powstać różanka na 30 krzewów wykopałam spory rów, wymieniłam ziemię całkowicie, nasypałam krowiaka granulowanego i próchnicy, plus coś tam jeszcze (jakaś ziemia kwiatowa z worków) i dopiero w to posadziłam róże. Miały jak w puchu i kwitły bardzo obficie. Nigdy ich nie nawoziłam.
Co do przycinania to wszystko zależy od tego jakie to są róże.
Na kwiaciarstwie mnie uczyli, że jak tnę krótko czyli nisko przy ziemi, róża wytworzy mniej pędów ale długie i wtedy takie róże się nadają na kwiat cięty, bo długie i smukłe i jeden kwiat masywny, okazały.
A jak chcemy mieć więcej kwiatów, ale nie zależy nam na długości, to zostawiamy więcej oczek. Wtedy pędów będzie więcej ale krótkie. To dotyczy róż wielkokwiatowych.
Z bukietowymi jest pewnie tak samo.
Teoria pana ogrodnika nie wiem jakich róż dotyczyła, ale nie wydaj mi się słuszna. Samo cięcie nie wpłynie na gęstość krzewu i obfitość kwitnienia. To jest sprawa bardziej złożona i zależy głównie od tego ile róża ma pokarmu w glebie. Cięcie to już sprawa drugorzędna jeśli chodzi o obfitość kwitnienia.
Moje róże po nawożeniu wypuszczają niesamowita ilość grubych, mięsistych ciemnych pędów prosto z ziemi, więc to stymuluje kwitnienie.
U róż pnących kwitnienie stymuluje także poziome przyginanie i przywiązywanie starszych pędów, na których wyrastają pędy z kwiatami.