Egzotyczne wyjazdy raczej mnie nie pociągają. Bardzo lubię wypady do Grecji i Hiszpanii. Do Włoch też mnie nie ciągnie. Korzystam, ile mogę z dobrodziejstw regionalnego jedzenia. Wyspa z powodów naturalnych (wysokie góry w środku) jest kiepsko skomunikowana. Jest jedna droga wokół wyspy, ale tylko w północno-zachodniej części dostępna dla dużych pojazdów. Masowa turystyka skrzydeł tu nie rozwinie. Sporo jest dróżek wiodących przez "odludzia" do pojedynczych domostw.
Taką ruszyliśmy wczoraj. Cel: kolejna już łaźnia Afrodyty, czyli Giola. Droga dała nam nieźle w kość, bo różnica poziomów wynosiła czterokrotnie 100 m.
Żałowałam, że nie jestem młodsza, bo z przyjemnością popluskałabym się w tym oczku. Wyjście z niego wymaga jednak sporej siły ramion. Najodważniejsi skakali z wysokości ok. 10 m.
Na drugim zdjęciu już widać zarys problemu, nowe liście na większości krzaczków zwinięte w ślimaczki, a cała roślina wygląda, jakby jej ktoś wcisnął pauzę:
Małe podsumowanie pomidorowej katastrofy, choć 23 maja, kiedy wreszcie posadziliśmy to towarzystwo w tunelu, nic tego nie zapowiadało, krzaczki wyglądały względnie zdrowo:
Bożenko o dobrym serduszku, obrabiasz widzę wiele etatów, nie tylko kocia, psia, ale i sarenkowa mama? .
U nas też tego pajęczatego, krwiożerczego tałatajstwa się pląta po ogrodzie, wczoraj ściągnęłam jednego z Dusiaczka, jak sobie bezpardonowo robił po niej piesze wycieczki, szukając idealnego miejsca na stołówkę. W tym roku sadzimy w różnych miejscach odstraszacze: wrotycz, rozmaryn i pysznogłówkę, robiłam rozsady i są już gotowe do posadzenia, jak zda to egzamin i zauważę, że tych małych dziadokanów jest mniej, to dam cynk .
..i chyba pójdę w Twoje ślady i też sobie ostrogowca wysieję, miał być dostępny w moim ulubionym sklepie roślinkowym od czerwca no i się nie doczekam już chyba .
Ogród piękny, zdrowy i soczysty, ozdoby zacne, grzebuiszkowo-romantyczne .