A właśnie, że nie będę stękać nad ogrodem, przecież wszystko wiadomo. Pooglądam w milczeniu, a na koniec sobie westchnę tylko, że- no fajnie znowu jest
dziękuję Marzenko Joasko, tsug nie ruszam już teraz, wiosną będzie czas, niech się ukorzenią przed zimą dobrze, to w przyszłym roku ruszą szybciej. Proszę o jakiś adresik na priva, po pozbieram nasionka jak już będą
dziękuję Marzenko Joasko, tsug nie ruszam już teraz, wiosną będzie czas, niech się ukorzenią przed zimą dobrze, to w przyszłym roku ruszą szybciej. Proszę o jakiś adresik na priva, po pozbieram nasionka jak już będą
Malwes, drzewo jest drzewo. Jest dla mnie największym atutem, bo ten kawałek poletka za domem ma największy potencjał. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się tak zrobić, żeby tam aż kipiało. No i ławeczka też tam będzie. To kącik wspomnień, coś wymyślę.
Pszczółko lataj, lataj ile chcesz. Ja kocham pszczółki, bez nich nie ma naszej przyszłości. Trzeba im budować sprzyjające warunki, żeby mogły robić to co do nich należy.
Joasko u mnie pewnie nasiona będą, to się podzielę.
A ja wczoraj z rana, tuż po kawie poleciałam sadzić żywopłocik.Wydarłam masę gliny, ale obrobiłam się w godzinkę i już pięknie rośnie. Później pokażę, bo teraz bateria się ładuje.
A to ślicznie dziękuję bedę miała i ja werbenę
A żywopłocik z tsugi ciekawy, będzieszgo cięła w tym roku????
Jak moja Kocica wlazła na drzewo i nie mogła zejść to ja stałam i krzyczałam do niej złaź durnoto kocia jakeś tam wlazła..... no i zlazła.
Piesę znaleźliśmy w trasie pod Częstochową.
To ciekawa historia, zawsze opowiadamy ją znajomym, to Wam też opowiem.
Mąz to mówi tak: pędzimy sobie trasą 152 na liczniku(a mieliśmy wtedy starutkiego citroena ax) i tu następuje już konsternacja, bo znajomi mówią, że to niemożliwe i się śmieją, że Mariusz ściemnia (a to szczera prawda jest).
No i jedziemy i patrzymy- sarna na drodze. Nie to nie sarna (widział kto czarną sarnę). To pies. No ale cóż jedziemy dalej i zaczynam miauczeć- no ale nie możemy tak zostawić tego psa i to moje całe ble ble ble, że tak nie można i łzy w oczach i mina zbitego psa. No dobrze, mąż po paru kilometrach zrobił w końcu zawijkę i jedziemy i wyglądamy. Jeszcze jedna zawijka i już trochę zrezygnowani, bo psa nigdzie nie ma, a ciemno się robi. Aż tu nagle gdzieś w oddali na tle bieluchnej kapliczki stoi czarna kropka- ładne dziesiąt metrów od trasy. No to dawaj w dróżkę i jedziemy. Wysiadamy z auta, a sucza leci do nas jak oszalała. No to my jej kabanosa w dziub i do auta. Ona w podzięce zwymiotowała nam do auta, następnego dnia rano przed pracą na spacerku wytarzała się w zdechłym szczurze, a po powrocie do domu zastałam podarte nowiuśkie firanki. Przetestowała nas wtedy nieźle, ale została. I jest. Nigdy więcej nie wyrządziła w domu żadnej szkody, a jest już z nami 8 lat ta nasza staruszka.
Koniec
a ja w oczekiwaniu zabiłam jedną muchę, no cóż było robić, wyjątkowo mnie zirytowała, choć w głębi duszy wiem, że to nie jej wina, tylko moja wewnętrzna potrzeba rozbestwionej niuni, żeby dostać natychmiast na pożarcie kolejną porcję zdjęć
Poważnie Czy ja w ogóle coś piszę dla żartów? Ale tak szczerze tylko te dwa - resztę posadziłaś pod linijkę - i chyba nie widziałaś w życiu nierównego zawijaska ? Widziałaś moje pochruścia po posadzeniu w kwietniu?
może i masz rację, ponaciągam je jutro trochę za grzywki, może to wystarczy.
Widziałam, tragedii nie było . Jednak zawijaski są chyba trudniejsze
Marzenka cięcie na wiosnę, zobaczymy jeszcze co zrobi z nimi śnieg spadający z dachu.
Buuuu, to już coraz bliżej, trzeba się będzie przenieść do wewnętrza ze swoimi "owsikami"