Drugi post będzie idealny aby ponarzekać.
Nie podobają mi się białe krokusy. Oczywiście to nie byłby problem, gdyby nie fakt, że mam ich cała masę
Z założenia mój ogród miał być biało-czerwony. Trzymam się prawie ściśle tej koncepcji - zrobiłam wyjątek dla lawendy, żonkili i jednego z powojników. Fioletowe krokusy ze zdjęć powyżej to dzieło przypadku (miały być białe). I prawdę mówiąc one właśnie mi się podobają. Białe po prostu giną na tle wciąż jeszcze suchej trawy i badyli.Niby jest ich dużo, ale nie ma tego efektu "wow".
Hm... dosadzać fioletowe czy wprowadzić jeszcze żółte. Nie umiem się zdecydować - a to jest moment, gdy powinnam podjąć decyzję i zapisać "do zrobienia we wrześniu".
I trochę bieli. Niby ok, ale mogłoby być lepiej (z okien białych krokusów nie widać).
Za to objawiły się krokusy w trawniku. Trzy/cztery lata temu chciałam sadzić, ale wepchnęłam 5 cebulek i zrezygnowałam. Zrobienie dziurek to była jakaś masakra

Rok później się nie pojawiły a teraz - całe pięć sztuk żyje, a cztery nawet kwitną. Na biało - na tle suchej trawy zupełnie ich nie widać. Dawno nie miałam tak chybionych nasadzeń

oczywiście gdybym chciała mieć jakiś efekt to minimum stówkę musiałabym tam wepchać. A takiego zacięcia to chyba jednak nie mam