Róże ukorzeniłam z patyków. Metodą Zielonego Pogotowia (kiedyś znalazłam filmik na YT).
Z łodyg po cięciu wiosennym lub po przekwitnięciu (w ZP robili sadzonki z łodyg po kwitnieniu) zrobiłam sadzonki-patyki o długości ok. 15 cm.
Przygotowałam doniczkę dużą, wypełnioną piaskiem takim jak z piaskownicy.
Wsadziłam patyki w piasek odwrotnie, czyli wierzchołkiem do dołu.
Po dwóch tygodniach patyki odwróciłam, żeby wierzchołek był do góry.
Piasek musi być cały czas wilgotny.
Nie pamiętam, po jakim czasie się ukorzeniły. Ale pewnie ze dwa miesiące.
Bez ukorzeniacza.
Dwa razy już tak ukorzeniałam róże. Skuteczność powyżej 70%.
Zakwitły w następnym roku. Oczywiście niewielkie wówczas były.
Judith, dość dawno nie byłam, a tu tyle się dzieje, na początek muszę pochwalić, miło się ogląda Twój ogród, pięknie masz.
Zazdroszczę soboty spędzonej na oglądaniu ogrodu Agnieszki, to jednak zupełnie inne wrażenia niż oglądanie zdjęć,
no i jeszcze psiaki, fajna wycieczka.
Twój mąż to niesłychanie zdolny mąż (i znowu Ci zazdroszczę), pochwalić koniecznie za ostatnie dokonania.
Z przerażeniem poczytałam, co się ostatnimi czasy na Ogrodowisku wyprawia, nigdy bym nie przypuszczała, że może dojść do takich sytuacji, przykro mi bardzo. Mam nadzieję, że sytuacja się uspokoiła i będzie już normalnie. Pozdrawiam.
Pamietaj żeby zdezynfekować narzędzia po kopaniu i podcinaniu tego klonu, tak na wszelki wypadek gdyby to jednak była werti.
Ja też mam problem z klonami, choć teraz akurat wszystkie ładne - odpukać. Najpierw wypadł mi Crimson Sentry, objaw był taki, że w trakcie sezonu uschła zupełnie mniej więcej połowa drzewka, chyba nie tak jak u Ciebie że podsychają czubki wszystkich pędów. U mnie niektóre pędy były zupełnie zdrowe ale po wycięciu tych uschniętych były klasyczne czarne kręgi na przekroju więc usunąłem całe drzewo, mocno podlałem glebę topsinem.
W tym roku na wiosnę Atropopurpureum albo Bloodgood (nie wiem na 100% którą mam odmianę) też mniej więcej połowę zamarło, nie rozwinął pąków, więc uciąłem te niby martwe pędy i tez w przekroju były te ciemne przebarwienia co raczej ewidentnie wskazuje na werti. Ale co ciekawe, pozostała część rośnie ładnie, na dziś żadnych objawów choć drzewko nie wygląda już tak ładnie ogołocone z połowy gałęzi.
Na wszelki wypadek wszystkie klony podlałem w korzenie Previcurem albo Magnicurem, spryskałem tez nim liście i raz jeszcze powtórzyłem później miedzianem i innym środkiem przeciw grzybom jaki miałem. Nawóz bogaty w potas też podobno zwiększa szansę na wyeliminowanie grzyba. Oczywiście obowiązkowa dezynfekcja narzędzi przy każdych działaniach w okolicy klonów. Na razie wszystkie klony zdrowe, ale wiem, że licho nie śpi i pewnie jesienią albo wiosną znów coś wypadnie.
Powodzenia, klony to najpiękniejsze drzewa naszych ogrodów....