Witajcie, nie dałem rady rano się naszykować, może wieczorem a jak nie to jutro. Wczoraj zrobiłem sobie super wycieczkę. Pojechałem pociągiem do Oshawy i wysiadłem stację przed, na Rough hill. Stacja jest nad samym jeziorem i do parku, trzeba było jechać dalej, wzdłuż torów nad samym jeziorem aż do ujścia rzeki Rough. Tam już zaczynał się park, długości 20 km a szerokości może 15 największy w Toronto. Na początku było jezioro i mokradła, więc je ominąłem a prawdziwy park zaczyna się za autostradą. Zdjęcia wyszły ładne ale niestety nie oddają tego klimatu który tam zastałem. Prawie wszystkie drzewa były żółte a na zdjęciach są prawie zielone. W lesie było aż żółto, gdyż światło przechodziło przez liście i robiło taką żółtą poświatę. No nareszcie się nachapałem Indiańskim Latem. Było cały czas ciepło i jechałem w krótkich rękawkach, widoki przepiękne, kolory liści już w całej gamie, nawet dęby już przebarwiają się. Teren trudny, dużo wzniesień i to takich stromych że wysiadałem, ledwo tam rower wciągałem. Naprawdę przepięknie, las ogromny stary w większości klony, ale można tam było spotkać wszystko. Dużo dereni buraczkowych i żółtych oczarów wirginijskich, tu rosną sobie dziko, głogi i różne jeszcze krzewy których nie znam. Przez park wije się rzeka nad którą rośnie cedrowy zagajnik, Cała ziemia zasypana liśćmi, pierwszy raz widziałem coś takiego. Świetnie że było słońce wtedy cały las aż świecił na żółto. W sumie to nie park ale stary las w którym się nic nie robi a procesami steruje przyroda. Fantastyczne widoki i chociaż się uszarpałem z rowerem, to nawet nie wróciłem bardzo strudzony i jeszcze poleciałem posty wysłać. Dziś słońce świeciło przez mgłę ale nadal ciepło, chociaż już nieco chłodniej, byłem bez koszulki tylko od 11do 14, noce też nadal ciepłe, jak wysiądę to luknę w internet co się szykuje, zawsze zapominam, bo cały czas pędzę jak struś pędziwiatr.