Ja róże mam od kilku lat i ciągle uczę się z nimi obchodzić. Obserwuję je, uczę się ich potrzeb i podziwiam ich piękno, albo się na nie złoszczę.
Mam różę Veilchenblau silnie rosnąca, obficie kwitnąca, ale nie powtarza kwitnienia. Rosła sobie przy słupie, pędy wybijały pod niebo. Tak się rozpanoszyła, że do połowy rabatki dostępu nie miałam. Co wcale nie przeszkadzało pojedynczym chwastom rosnąć z chęcią dorównania jej wielkości. W 2020 roku po kwitnieniu wycięłam wszystkie pędy na wysokość około 70 cm, innego wyjścia nie było. Obraziła się na mnie za takie traktowanie. Myślałam, że ją tym uśmierciłam. W ubiegłym roku wypuściła jakieś mizerne pędy, Będzie żyć.
Bardzo mnie wspiera to, co piszesz. Czasem mam wrażenie, że z tym swoim spokojem wewnętrznym i pragmatycznym oglądem świata wokół, jestem mocno odosobniona. Swoja drogą przynależność do tłumów nigdy nie była mi bliska.
Masaż mózgu..ummmm...coś pięknego. Zabawy kolorem nie kojarzą mi się z niczym zdrożnym.
Zawsze zazdrościłam artystom malarzom ich umiejętności czarowania światłem, kolorem i fakturą.
Galeria to dobre miejsce do czerpania wzorów.
A mnie dzisiaj zachwyciło rondo drogowe porośnięte kwitnącym rzepakiem
I dumałam też sobie nad siłą tkwiącą w kobietach, choć błędnie określa się je słabą płcią.
Sporo takich silnych kobiet dane mi było spotkać tu, na forum. Zostawiają za sobą kolejne przeszkody i działają dalej. Bardzo to pokrzepiające.
Ewa, niedziela i dziś już ciepło i fajnie. Ale tak się narobiłam w sobotę i niedzielę, że dziś nic nie robiłam, wszystko mnie boli. Dzieci przyszły raptem raz, żeby przy grabieniu się poruszać.
to odpady z 2 dni pracy, jeszcze bliżej domu drugi kubeł pełny i 1 worek
jeden ze świerków rozwala mur, dumamy co robić, w chodniku też korzenie robią wybrzuszenia
tu kolejne wyzwanie, cięcie na wysokości, odpadów będzie ogrom