Mieszkał kret biały na łące z sąsiadem,
nie musiał się dzielić z nim wcale obiadem,
ale pogawędki czasem robili,
i o swym życiu zgodnie gwarzyli.
-Tobie to dobrze, dom masz ze sobą,'
a ja wciąż szukam miejsca na chatę.
Bo jak bawić się na łące w chowanego,
Jak już odliczę, syna nie widzę żadnego.-
-zróbię dom pod ziemią, korytarze,
sale, ganiać się można niczym w Wersalu,
będzie nam raźnie sałą rodziną,
No i dzieci w domu mi nie zginą.
Wiosna, lato i jesień szybko minęły,
krety w chowanego już nabrały wprawy,
zimno się zrobiło, nawet pod ziemią,
do ślimaka poszedł na łąkę po rady.
Piec sobie wybuduj, tamten mu rzecze.
No i wybudował kret pod ziemią 3 sztuki.
W salonie, sypialni, i też na zapleczu,
Bo tam się chował gdy szukały córki.
Palą w piecykach, dym się w norkach snuje,
cała rodzina od dymu pokasłuje.
-Sąsiedzie pomóż, coś nie tak z piecami,
oczy mi ślepną, dym włazi uszami!
-A otworzyłeś wyloty komina? Nie!
Szukać komina!
Cała rodzina ryje wkoło pieca,
na dół, do góry, między korzeniami.
Na łące kopców postawili wiele,
komina nie ma. To ci nowina!
Pewnie bawi się w chowanego z nami.
Od sadzy z pieców kret zrobił się czarny,
wciąż szuka z rodziną usterki,
a my na swej łące widzimy czasami
skutki tej kreciej z piecem fuszerki.
Kochani, jeżeli nad łąką jesienną porą snuć się coś będzie wieczorem, znak, że to krety znalazły komin, i dymią nad łąką do oporu!