Witajcie.

Roślinki takie jak w tytule, posadziłem na przełomie kwietnia i maja. W sumie jest tego 450 sadzonek, na długości prawie 50 metrów, wzdłuż ogrodzenia. Nasadzenie w 2 rzędach na mijankę. Ziemia dość ciężka, ale w tym miejscu do tej pory wysypane było takimi drobnymi kamyczkami (coś ala ścieżka). Teraz te kamyczki (śr. ok 5-8mm) przemieszane są z ziemią i w to posadzone roślinki.
Podlewane linią nawadniającą plus to co dostaną ze zraszaczy trawnikowych (nawodnienie wydaje się dość jednorodne).
Sadzonki w momencie sadzenia miały korzenie, wysokość około 10-15 cm (część nadziemna) i małe pączki.
Rosły sobie dzielnie przez 2 miesiące, teraz mają juz rozgałęzienia, listki, są zauważalnie większe (2-3 krotnie w stosunku do wielkości początkowej)...
Ale w jednym pasie, nagle w ciągu kilku dni zaczęły schnąć... Najpierw blednie kolor, później zwijają się listki a później już wyraźnie roślinka zasycha. Dotyczy to pasa długości około 20 metrów, w środku nasadzenia - pozostałe części rosna dalej bez problemów. Myślałem że może psy podsikały, moje lub obce ale pasek nasadzenia jest z obu stron oddzielony - od strony drogi jest ogrodzenie - panel, a od strony ogrodu tymczasowa siatka właśnie żeby psiaki nie nabroiły...
Nie nawoziłem roślinek niczym, podlewane są wodą z głębinówki tak jak reszta ogrodu która ma się dobrze. Nawożony był trawnik ale robię to dość precycyjnie i na pewno nawóz nie poleciał na sadzonki.
Kręci sie tam sporo mrówek, ale wydaje mi się że mrówki by tak nie załatwiły kilkudziesięciu roślinek w parę dni - no może tydzień??
Staram się też na bieźąco odchwaszczać - jest to w tym miejscu walka z wiatrakami i docelowo jedyna szansa to to że roślinki zagłuszą chwasty...ale póki co chwaściory jeśli są to niewielkie i na bieżąco usuwane - też nie wydaje mi się żeby to one były przyczyną...

Pierwsze zdjęcie to te zdrowe:


Następne to te usychające. Czy ktoś ma pomysł co może być przyczyną ???