Horton Plains
To Park Narodowy znajdujący się na liście UNESCO ze względu na jego bioróżnorodność, który pokochaliśmy miłością absolutną. Na zwiedzanie wybraliśmy się o nieludzkiej porze. O 5 rano tuk tuk czekał na nas pod drzwiami, by na 6 dowieźć nas na miejsce. Zapłaciliśmy krocie za wstęp, płacąc za siebie, kierowcę, tuk-tuka wydłubując resztki z portfela. Na próżno było gdziekolwiek szukać cennika wstępu.
Turystów mimo wczesnej godziny było całkiem sporo, wszyscy trzęśli się jak galareta, podskakiwali w cieniutkich kurtkach, zwiedzeni gorącymi temperaturami w dzień. Pod ubikacją ustawiła się kilometrowa kolejka, z której co rusz dochodziły chichoty spowodowane prześwitującymi drzwiami w toaletach. Goła dupa jednak zawsze bawi tak samo, niezależnie od narodowości Na wejściu kolejna kolejka, tym razem ostre trzepanie bagaży. Nie można było wnieść żadnego, plastiku, żadnych folii, etykiet, oprócz butelek z wodą. Nasze śniadaniowe boxy zostały porozbierane na części pierwsze i wrzucone do jednego papierowego worka: kanapki przemieszane z ciastem i owocami, nie wyglądały dobrze tuż po kontroli, a co dopiero po godzinie spaceru
W Parku do zwiedzenia są trzy główne miejsca: mały i duży koniec świata (Mini World's End i World's End) oraz wodospady Baker's Falls. Przejście całego szlaku zajęło nam około 5h. Mieliśmy dużo szczęścia. Często chmury przysłaniają piękne widoki. Pogodę mieliśmy idealną. Niech zdjęcia mówią same za siebie. Żadna budowla nie jest w stanie wywołać u mnie tyle euforii co trekking w takich okolicznościach przyrody.
Tu mam tyle zdjęć, że ciężko coś wybrać