Kasiu i Ewo.
Jest mi bardzo, ale to bardzo, bardzo miło słyszeć od Was takie słowa skierowane pod moim adresem.
Pięćdziesięciu twarzy, to może bym się u siebie nie doliczył, ale kilkunastu to na pewno. Tę cechę dostrzegania piękna wyrobiłem w sobie przez lata mojej pracy zawodowej. Do tego dochodzi jeszcze minimalizm i perfekcjonizm który często przeszkadza mi w życiu.
Pośród wymienionych, brakuje jednej pasji która jest jeszcze wcześniejszą od ogrodnictwa.
Gdybym miał czas, to mógłbym nie wychodzić z kuchni, a pomysłów na smaczne dania, wypieki i desery starczyłoby mi na bardzo długo.
Przy okazji dzisiejszego święta myślę, że nie będzie to nietaktem z mojej strony jak prześlę Wam obu zwykłą, przyjacielską buźkę.
Mam dla Was coś sprzed lat. Coś co myślę wprowadzi Was w pogodny nastrój. Teresa Tutinas-,,Wiosenny gitarzysta"
Mnie w pogodny nastrój wprowadzają Twoje Waldku wypowiedzi. Mądre, wartościowe - św. Franciszek z Asyżu zapewne Cię uwielbia. On także kochał przyrodę, ziemię, wszystkie zwierzątka
i jeszcze świetnie gotuje..
zwykła,przyjacielska buźka zawsze mile widziana ja Tobie życzę więcej wolnego czasu na pasje, które tak pięknie nas kształtują ..
Witam Cię Grażynko w swoich skromnych progach.
Cieszę się, że moje wypowiedzi nie idą w eter. Staram się w prostych słowach przekazać zwłaszcza młodym adeptom sztuki ogrodniczej co tak naprawdę powinno zawierać w sobie słowo ,,Ogród". Ja już ten pośpiech, robienie wszystkiego na raz i zakupowe szaleństwo mam za sobą i jestem przekonany, że jak nie teraz, to za rok, lub nawet za pięć lat nie jedna osoba przypomni sobie o moim wątku i zada mi podstawowe pytanie: jak użyźnić i przywrócić glebie mikroorganiczne życie, bo roślinki zaczęły się buntować i nie chcą rosnąć. Do wszystkiego trzeba dorosnąć, sparzyć się na gorącym aby uwierzyć, że nie tędy droga.
Pamiętam do dziś, jak mój dziadek po żniwach podczas gdy wszystkie wnuczki przygotowywały już sobie ziemniaki i sól do ogniska, przechadzał się w blasku zachodzącego słońca z przewieszoną przez plecy płachtą i spracowanymi dłońmi zbierał każdy pozostawiony na macierzy kłosek. Gdy w oddali jego postać przybierała wielkość karzełka widziałem jak przyklęka pod rosochatą wierzbą dziękując Najwyższemu za plony. Bynajmniej takie zachowanie nie było spowodowane chęcią powiększenia zysku. Było to okazaniem szacunku, a także złożeniem pokłonów Ziemi Matce.