Ago dzięki za odwiedziny. Odwiedzam Twój piekny ogródek wirtualnie! Mam też nadzieję na spokanie wiosenne (tyle tu planów spotkań...).
A teraz mała opowiastka z mojego ogródka.
amiętam swą pierwszą przygodę dereniową. Było to ... (w każdym razeie wiele) lat temu. Pobierałam wówczas nauki w zacnym i przesławnym Technikum Terenów Zieleni w Radzyminie. Pewnego razu jeden z naszych nauczycieli zabrał nas na ćwiczenia terenowe do Parku Skaryszewskiego w Warszawie. Tam pokazał nam olbrzymiego derenia jadalnego i uświadomił nas co można robić z jego owoców. Od tamtej pory darzę sentymentem derenie. W swoim mini-gardenie nie mam dereni jadalnych (potrzeba ich ze dwa, aby były owoce), ale mam inne.
Najbardziej oryginalny jest dereń świdwa “Compressa'. Ma zaledwie około 80 cm wysokości, a rośnie u mnie już chyba 6 lat. Ma drobne listki, pokarbowane, przez co wyglądają jakby były nadmuchane i maja bardzo zielony kolor. Jesienią przebarwiają się na niespotykany czekoladowy kolor.
Mam też derenia białego “Elegantissima'. To dość popularne odmiana, trochę niesforna. Swojego lekko ujarzmiam przycinając go w dość wysokie “jajo”. Wycinam mu też gałęzie od dołu, ale tylko te, które pokładają się po ziemi. Wtedy jego sylweta wygląda lżej. Zimą ma czerwone pędy, ale tego nie oglądam, niestety.
Ostatni mój zakup (sprzed dwóch lat) to deren świdwa “Mindwinter Fire'. Ten ma pomarańczowe pędy, a młode listki również nie są intesywnie zielone; ja w nich widzę takie pomarańczowe podbarwienie.
____________________
Ewa ;
Ogród Ewy G. ; blog http://www.ogrodyewy.pl/