Gdzieś na końcu świata...
22:39, 30 sty 2013
No tak te awarie prądu, u mnie to normalka, większy wiatr, trochę deszczu i pół dnia bez prądu, nie spieszą się tu z naprawą, ja nie przyzwyczajona, bo w mieście, to zawsze ostrzeżenie było, a jak po burzy zabrakło to rzadkość była i zaraz naprawiali.
Ale ja i tak kocham burze, nawet jeśli grozi to odcięciem prądu, teraz mi się przypomniało- jak leżę na leżaczku i błyska się- niesamowite zjawisko z dreszczykiem emocji- ale musi Żon być w domciu, bo inaczej to dawno bym pod łóżko myk zrobiła i trzęsła się jak galareta razem z moją dwójką księżniczek
Ale ja i tak kocham burze, nawet jeśli grozi to odcięciem prądu, teraz mi się przypomniało- jak leżę na leżaczku i błyska się- niesamowite zjawisko z dreszczykiem emocji- ale musi Żon być w domciu, bo inaczej to dawno bym pod łóżko myk zrobiła i trzęsła się jak galareta razem z moją dwójką księżniczek
