Za mną 3 dni poświęcone ekologicznym działaniom ogrodowym. Łatwe to nie jest.

Samo przygotowanie mikstur to bułka z masłem, ale rozparcelowanie tego po ogrodzie wymaga sporo wysiłku. Czuję się nieco zajechana. Ręce wyciągnęły mi się do kolan, kolana ugięły. Pewnie straciłam kilka cm na wzroście.
Gnojówki z mniszka i pokrzywy nabrały mocy sprawczej i dzisiaj podlewałam róże, hortensje, bukszpany, trawy, krzewy owocowe. Mniszek był dla rodków, bo ma mniejszą zawartość azotu.
Znalazłam dzisiaj jeszcze jedne zwłoki będące efektem przedwczorajszego przymrozku. Zdjęcie prezentujące wyłażącą z ziemi rodgersję kasztanolistną jest już nieaktualne. Obecnie występuje w postaci placka zgnilizny na ziemi.
Trawnik skoszony, pies ostrzyżony, rośliny dostały papu, słońce świeciło, po raz pierwszy dało się pracować bez kaptura i szalików. Idealny majowy dzień.
Moje dwie trzmieliny oskrzydlone.
Piwonie i lilie wyszły bez szwanku z zawirowań pogodowych.