Niestety wertycylioza postępowała w szybkim tempie... w zeszłym roku 1/3 korony chorowała, musieliśmy wyciąć. W tym kolejne 1/3 było już suche. RH dostana więcej światła i brzoza miejsce na przyrost...a ja mniej liści do grabienia....
Jak mówi syn Sylwii... pół szklanki pełne.
Z rozmachu katalpa tez o 1/3 skrócona... nie będę bać się ze wiatr ja znów połamie..
Tyle przekroju drzewa już było chore...to była smutna ale dobra decyzja...nie przedłużanie agonii.
I mąż w akcji..
Udało się prawie bez strat wyciąć. Jedna gałąź rh tylko się złamała...
Zaraz poszukam jaki to już był potwór.. największe drzewo w ogrodzie.. chorują ludzie, chorują drzewa i trzeba się z tym jakoś pogodzić..