Kisimy pierwsze ogóreczki, podglądamy czarne perełki i nie możemy wyjść z podziwu, że udało się doczekać takich melonów ( mimo, że kwestia smaku była co najmniej dyskusyjna ):
Stwierdzam, że dalie wylatują z mojej listy, dużo było przy nich roboty, a w wazonie obsypują się po 2 dniach. Za to fantastycznie mi się pracowało z celozją kłosową i grzebieniastą, cyniami, słonecznikiem, bazylią, krwawnikiem, czy kwitnącym oregano.
Wróćmy do warzywnika, kapryśne cukinie, kabaczki i dyniuszki Sweet Dumpling w końcu zaczynają rosnąć, choć bardzo marudziły przy kiełkowaniu:
Tą (tę?) fotkę pewnie niektórzy kojarzą (znowu przychodzi mi na myśl cytat, tym razem z "Dnia Świra", kiedy Marek Kondrat robi złośliwej babie na przekór w sklepie i wykupuje ostatni egzemplarz jej ulubionej gazetki, mówiąc: "I jeszcze tę "Kobietkę" tą poproszę" )
Obmacuję bezpruderyjnie pierwsze agrestisy i melony :
I to, bez czego żaden szanujący się wiejski koks nie może się obejść, czyli machina tortur Okazało się, że potrafię czytać instrukcję montażu ze zrozumieniem, choć łatwo nie było :
Następnie przed Państwem historia pewnej wiejskiej siłowni w stodole.
Oto komnata tajemnic, skrywająca w swym mroku skarby niezmierzone, o których żaden śmiertelnik nie chciałby śnić :
Kilka kursów na Pszok później wszystkie tatulkowe przydasie znikają, można już wejść do tego dawno nie nawiedzanego ludzką stopą, czy chociażby okiem, pomieszczenia:
Tu z kolei o żadnej pomyłce nie może być mowy- Yellow Fire jak się patrzy i "noname", nazwany przez sprzedawczynię nasion, pardon, pokarmu dla rybek, swoim imieniem na własną cześć: żółty pomidor Marta (ależ on owocował, zostaje u mnie na pewno!):
Pomidorkom wtórują ostre papryczki i Wasz ulubieniec, agrestis
Jedyny (ale za to jaki! ) kwiatostan rodgersji i pierwszy bukiecik z resztek dzwonków irlandzkich- samosiejek i innych dostępnych o tej porze w moim ogródeczku kwiatuszków.
Szałwie omączone ( to ta 7-osobnikowa grupka na prawo od purpurowego rozchodnika) przetrwały moje nieudolne zabiegi wczesną wiosną, więc teraz nic już im nie straszne
Bodziszek Rozanne (prawy dolny róg) dzielnie walczy, ale finalnie dużo z niego nie zostanie- zastanawiam się, co mu zaszkodziło, bo wieść gminna niesie, że to taka bezproblemowa roślina
Zostało mi kilka begonii, więc wcisnęłam je tutaj:
Tych niebieskich kostrzew już nie ma, cyprysiki też powędrowały jesienią na przód, żeby nie ginąć pod rdestem:
Dosadziłam 3 gaury Gaudi Rose, bo brakowało mi koloru (tu też planuję roszadę na przyszły sezon ). Pierwotnie miały być ślazowniki Party Girl, nawet kupiłam je w przedsprzedaży, ale nie przezimowały u sprzedawcy, więc może dobrze się stało
Pod chaUpą także . Mimo kociej napaści, udało się doczekać pięknych rzodkiewek (na czas sesji fotograficznej odłożyłam je na drewnianą skrzynkę po lewej):