A najlepsze jest to, że praktycznie nie mam tam co robić w tym roku, pomijając wysadzanie szałwii i zasypywanie dziur po niej i czasami wyrywanie jakiejś niechcianej trawy z kępy seslerii.
Trzeba było się trochę przygotować, mam na myśli mycie murków i przęseł, ale w sumie każdego roku było to robione, a teraz po prostu przymuszona okazja się przytrafiła.
Zostało 7 szałwii do przeniesienia stamtąd, ale to już muszę czekać na chłodniejszy czas, bo teraz to by zdechły, a już im miejsce wymyśliłam i przydadzą się
Marta, dzięki za zdjęcia , ja dalej z tym nie ruszyłam, bo pasowałoby z eMem uzgodnić wspólną wersję, a na razie widujemy się sporadycznie, bo ciągle gdzieś wyjeżdża, ale do weekendu blisko.