Ogród z koniczynką
09:39, 25 kwi 2016
W niedzielę za namową eMa poniosło mnie na Moto Cross. Z początku uważałam, że to nie dla mnie taka impreza
, ale z momentem odpalenia crossowych motorów przez zawodników, ryk porwał moje emocje niczym pędzący wiatr.

Głos ryczących motorów niósł się echem po okalającym lesie...Z każdym okrążeniem zawodników kibicowałam coraz bardziej, a najbardziej tym wariatom, którzy jeździli niemalże na stojąco, jakby mieli ogień pod siedzeniem..
A rwali do przodu z taką prędkością, że z ledwością rozpoznawało się nr startowy...Mówię Wam, nie dało się spokojnie stać z wrażenia, emocje wzięły górę...Tylko było tak pieruńsko zimno,
że czapka, sweter i 2 bluzy polarowe nie zabezpieczyły moich członków ciała przed wiatrem...Czułam się tak, jakby mnie tam w środku, w tych ciuchach, wcale nie było, tak przewiewało. Miałam również coś ogrodowego przy sobie...rękawiczki robocze, jeszcze nówki zawieruszyły się w kieszeni, a jak bardzo się przydały, bo osłoniły przed lodowatym wiatrem moje ręce...


