Wiola miałam do ciebie napisać wiem, że masz Rosanne. Dobrze że napisałaś że się nadają. Już wróciłaś z Mazur?
Różnie piszą najlepiej kwitnie w pełnym słońcu, jednak trzeba podlewać. Daje sobie radę też z przesuszeniem. Zobaczę w przyszłym roku jak się będzie zachowywac. Miałam obok posadzi hakonki, ale piszą że może ich słońce poparzyć.
Posadzę rozplenice hamel gold lub palczatki, podsciele Dąbrówka ciemna. W zeszłym roku kupiłam donice Dąbrówki i wiosna rozsadzilam na 3 szt tak się rozrosły że jestem w szoku.
Mam swoje rozplenice, ale ładnie wyglądają przy szałwii niebieskiej nie chce ich ruszać. Wiosna 2 krzaki ruszyłam podzieliłam na połowę ledwo idratowalam 2 szt mikrusy.
Byłam dzisiaj u ogrodnika chciałam zobaczyć czy ma jeszcze Kalaminte juz nie ma. Były ładne rozpl hamel gold po 28 zł wypasione.
Kupię jedna, aby porównać bo coś mi się wydaje, że te moje bardziej żółte. Na focie kolor żółty i maleństwa po podziale.
Wiola zobacz czy u ciebie taka sama sesliera jesienna. Zrobiłam z bliska a na pierwszej focie rośnie pod jeżówka obok rozplenicy.
Z tyłu z tą kolonia mam jeszcze 3 szt. Wszystko się rozrosło i trzeba za rok po zmieniać. Obok ta szara to też seslieria nie pamiętam nazwy ona wiosna kwitnie.
Barowa pogoda trwa nadal, więc można było przerabiać na sok kolejne kilogramy pomidorów. W kolejce ustawiły się też mięsiste pomidorki przeznaczone na suszenie.
W ogrodzie ozdobnym opady nie poczyniły szkód. Z lekka tylko przygniotły perovskią. Powinna powstać poi podsuszeniu.
Dobrze, że w pobliżu nie płynie żadna rzeka. W wielu miejscowościach regionu jest spore zagrożenie powodziowe.
Grabów pilnuję we własnym interesie.
A klony rzeczywiście potrafią sprawić niemiłe niespodzianki.
Wyczytałam, że wreszcie Ci popadało.
U mnie glina wchłonęła wodę, ale przestała być stabilnym gruntem.
Jarmuż leży pokotem.
Usiłowałam głębiej wbić pomidorowe tyczki w celu ustabilizowania krzaczków, ale gdybym mocniej je wciskała, to zapewne wcisnęłyby się do końca. Muszę poczekać na obeschnięcie gleby.
Oby tylko nie przyplątała się po tych deszczach żadna zaraza, bo na krzaczkach jeszcze mnóstwo owoców.
Front z pewnością odwiedził Magarę i Juzię. U mnie był z pewnością.
Przy okazji ponarzekam sobie trochę na ludzką głupotę. To lepsze niż powściąganie emocji, bo od tego może żyłka pęknąć.
Cały powierzchnię, którą zajmuje trawnik na zapłociu przekopywałam tradycyjnie na dwa szpadle i rozluźniałam piaskiem. Woda nigdy tam nie stała. Wszystko ładnie wsiąkało. Do czasu, kiedy sąsiedzkie działki za zakrętem drogi nie zostały ucywilizowane wybetonowanym kostką podjazdem o słusznej wielkości. Wszystkie podjazdy oczywiście przebiegają ze spadkiem w kierunku wspólnej drogi i żaden podjazd nie został zaopatrzony w kratkę zbierającą wodę z podjazdu i odprowadzającą ją do studzienek chłonnych po bokach.
Bo i po co ponosić dodatkowe koszty, kiedy własny podjazd jest suchy. Działki położone są na byłym polu, z lekkim spadkiem. Najniższy punkt tego spadku to miejsce owego jeziora.
Skoro już jest jezioro, to samochody usiłują zgrabnie je ominąć. Oczywiście najkorzystniejszym wariantem jest wybór drogi przez trawnik. Żaden z kierowców w swojej inteligencji nie pomyśli, że powoduje to powstawanie kolein, zbijanie ziemi, która przestaje być przepuszczalna. Na przedwiośniu ustawiałam tam wielkie odwrócone doniczki. Potem walcem likwidowałam koleiny, żeby w sezonie łatwiej mi było kosić. Przepuszczalności gleby jednak nie przywrócę.
Aby było jeszcze śmieszniej, to działka przed którą tworzy się ten zbiornik też posiada słusznej wielkości podjazd o powierzchni większej nić bryła domu ze spadkiem na drogę.
Niby mamy przepisy, które nakazują zatrzymywanie opadów wody w granicach własnej działki i zakaz jej odprowadzania na zewnątrz. Ale jak to zwykle bywa, nie wiadomo jak domagać się przestrzegania owego prawa.
Gdyby ktoś miał jakiś pomysł, to proszę o podzielenie się nim.