już na fotce z kartonem westchnęłam na jego widok, więc nie dziwię się, że był Twoim ulubieńcem... ależ cudny... ja widzisz boję się właśnie takich sytuacji... okropnie jako dziecko przezywałam odejście piesków. Teraz nie mamy zwierząt w domu. Prowadzimy taki tryb życia, ze częste wyjazdy skazywałyby zwierzęta na czekanie na nas pod opieką obcych ludzi... bo Rodzinę mamy daleko. Dlatego na razie udaje się nam uchować bez zwierzaków w domu. Ale oczywiście Dziewczynki rosną, a wraz z tym rosną Ich ochoty... wiercą nam dziurę w brzuchu. Ciekawe, kiedy polegniemy
ileż ja się z nimi umęczyłam... a ile kasy wydałam na leki. Rudy byl moim ulubieńcem, niestety przyplątał mu się jakiś stan zapalny, jedzilam z nim co drugi dzień na zastrzyk, smarowałam maścią. Niestety odszedł na moich rękach... byl u nas z 1,5miesiąca a ja wyłam jak głupia...
Dla Ciebie wszystko. O ułożeniu jeszcze nie ma mowy. Będą korekty. Wysadziłam tony kamieni (zdjęcie poniżej widać kamienie na składowisku), wszystkie drzewa (jeszcze jedno zostało), krzewy (3 derenie, 3 azalie, 6 berberysów 'Admiration', 3 sosny, 3 rh repandensy, 3 berberysy 'Juliane', 3 irgi, 5 cisów, 1 żylistka), wszystkie trawy, róże, kwiaty - było tego setki.
I wsadziłam: szałwie, trawy, łubiny, kosaćce, floksy, pysznogłówki, jeżówki, maruny, rozchodniki, sasanki, róże, ostróżki, przetaczniki, bodziszki (2 gatunki), jarzmianki, sadźce, krwiściągi i chabry, zawilce (2 gatunki), nawet penstemony te wysokie i agastache. Trawy (rozplenice, seslerie, miskanty). Wszystko w większych ilościach. Czekam aż plecy rabaty (cisy) urosną. Już je widać, szybko zleci.