Dzisiaj obiecane zdjęcia ze strychu, z daliami w woreczkach foliowych.
Okazało się, że mi też udało się upolować Creme de Cassis, matko, jaką człowiek ma sklerozę, ja już nie wiem, co mam, a co bym chciała mieć. To najbardziej wyrywna, tzn. najwyższa.
A najgęściejsza to jakiś Bishop, którego podejrzewałam o to, że wysechł.