Haniu, Gieniu, Bożenko i wszyscy troszczący się o mnie
Musze się przyznać bo inaczej nie usnę ....
Dzisiaj miałam serię badań w klinice, więc z domu wyjść i tak musiałam, a jak już wyszłam, to wsiadłam w taksówkę i ... pojechałam na ratunek moim szklarniowcom...
Tragedii nie było (wyrzuciłam tylko 3 szt, bo nawet wielki optymista nie uwierzyłby w możliwość ich reanimacji) Resztę podlałam i kazałam grzecznie czekać do następnej dłuższej wizyty.
I byłoby wszystko wspaniale, gdyby nie fakt, że kolejny raz klęłam na czym świat stoi.
Pewnie śledzącym mój watek nie trudno zgadnąć co mogło mnie, osobę spokojną z natury, wyprowadzić z równowagi!!! Tak macie rację - znowu ktoś ukradł mi borówki!!!!!!!! Tym razem 2 sztuki najpóźniej sadzone. Musiał połamać lub przyciąć gałązki, bo kotwy zabezpieczajace nie były wyciągniete!
Zastanawiam się kto się tak na mnie uwziął - na szczęście w tym roku i w poprzednim nie zginęło mi nic innego tylko te nieszczęsne borówki. Więcej nie sadzę, bo teraz widzę, ze jednak mniej mnie będzie kosztowało kupowanie owoców niż kupowanie sadzonek dla złodzieja.
Idę sobie zrobić herbatę, bo znowu się wzburzyłam, a Was zostawiam z moimi bratkami
Jeszcze tu wrócę

i juz nie będzie tak nerwowo