Joaśko, a co "własne" dzieci mają wspólnego z brakiem ogrodzeń? Rozumiem, jakby obce towarzytwo się złaziło, ale miejscowy rozrabiaka, z własnego bloku, to ma prawo wejścia za ogrodzenie. Kolegów też może wprowadzić. Czy myślisz, że na takich zamkniętych osiedlach nie wyrastają bandziory?
Ale jeśli tak, to sprawa towarzystwa, a nie ogrodzeń.
Takie mieszkania są trochę droższe, to może bogatsi kupują, ale to nie wyklucza, że im dziecko zacznie się upijac i rozrabiać.
Nie jestem za tworzeniem gett. To nie ja mam się bać wyjść z domu, to nie tak powinno być.
Ja nie miałam grodzonego bloku i przez 7 lat mieszkania nie było zadnych dzieciaków na klatce, hałasów, ze 3 razy sąsiedzi imprezę robili, to kartkę przyklejali na dole, uprzedzali i przepraszali. Żadnych hałasów i rozrób.
I to mnie wkopało w segment. Myślałam, że będzie cicho. A w moim bloku było ciszej. Teraz słyszę jak sąsiedzi z jednej strony o pogodzie rozmawiają w salonie.
Aniu piękny wianek i przepraszam za wtręty. Tulipany sztuczne, czy prawdziwe?
Ale taki podział, że w domach to kulturalni, a w blokach hołota mnie porusza.