Jedyne wyjście- codziennie grabić! Pakować do worków, przedziurawić, na wiosnę będzie próchnica liściowa.
Nad oczkiem nie mam nic rozciągnięte bo siatka szpeci. Wstaję codziennie i widzę, żę pływają liście. Mam za donicą siatkę na kijku i wyławiam. Wrzucam do śmieci zielonych.
Z trawnika w większości zbieram, a nie grabię bo mam tulipanowca, więc liście są wielkie. Nie mam potrzeby grabienia.
Tylko pod bukiem grabię, albo zbieram.
Te liście co przywieje od sąsiadów zamiatam z chodników i podjazdu, a ulica takie ma ustawienie, że wszystko zaciąga do mnie przez furtkę i obcych liści mam dużo więcej niż swoich.
Jesień to okres bardzo wytężonego sprzątania i zamiatania. Zwłaszcza, że za podjazdem są spore brzozy, które śmiecą cały rok.
Z drugiej strony mam modrzew, klony - ulica jest ciągle zasypana. Zamiatam i zamiatam, a tu ciągle zasypane. Gdybym nie zagrabiała i nie zamiatała, byłby straszny bałagan.
No cóż, ogród ogród to piękna rzecz, ale i wieczna praca. Na szczęście uwielbiam taką pracę.
Jeśli sam nie masz czasu, daj zarobić komuś, kto potrzebuje. Student, dziecko, sąsiad, albo po prostu ogrodnicy, którzy z tego się utrzymują

Obok mnie jest sąsiad, który tak właśnie sobie dorabia do pensji.