Akebia rosła u mnie od 4 lat. Rozrosła się wspaniale, zarosła doskonale kratki rozpięte nad tarasem i dopiero w tym roku dała nam upragniony cień. W kwiatkach jestem zakochana, może istotnie nie wyglądają okazale, ale za to pachną bajecznie. Mają delikatny zapach. Przez pierwsze kwitnienie zastanawiałam się skąd wiatr nawiewa mi ten cudny zapach. Dopiero potem odkryłam, że to moja akebia.
Dodatkowym walorem miały być jadalne owoce. W 4-tym roku po posadzeniu moje akebie zawiązały owoce (przygoda opisana w moim wątku

). Niestety smak nie był rewelacyjny

. Były słodko-mdłe, na dokładkę miały dużą ilość sporych pestek, podobno wściekle kwaśnych (ja ich nie próbowałam).
Po moich akebiach pozostało tylko wspomnienie

. Musieliśmy je ściąć w listopadzie i rozebrać całą konstrukcję, bo właziła po nich kuna. Musieliśmy ratować dach, niestety... Z bólem serca ścinałam pnącza, które hodowałam przez 4 lata.... Doszły właśnie do oczekiwanych przeze mnie rozmiarów, zarosły zadaszenie nad tarasem i na dokładkę zaowocowały. Na to właśnie czekałam... A tu zjawiła się ta paskudna kuna... Nie mieliśmy wyboru :'(
Pozostały mi jednak zdjęcia: