W ramach oderwania się od zimowej rzeczywistości postanowiłam trochę powspominać początki mojego życia tutaj w podpoznańskiej wsi.
I tak oto się zaczęła moja historia:
Od szopy na mokradłach i haszczy po pas w roku 1998. Przyjeżdżaliśmy popatrzeć tylko na puste pola, bo w miejscu naszej ulicy nie było kompletnie żadnego domu. Te, które tam widać w oddali, to tylko złudzenie, że są blisko.
W roku 1998 było już tak. Teraz dopiero widać, gdzie są te domy:
W następnym roku zaczęły powstawać mury naszego przyszłego domu:
I ten etap powoli realizowaliśmy brnąc po deszczach w błocie. Tutaj widać większość pola. I nie pomyślcie, że sami sobie wymyśliliśmy ten dom na końcu działki. Wokół niej są rowy melioracyjne (tak się nazywają niby, ale do melioracji im daleko), no i plan zagospodarowania wymusił na nas posadowienie domu w najszerszym miejscu działki, bo dom parterowy, dość szeroki wybraliśmy. Od tamtego momentu wszyscy nas o to pytali, że przeważnie ogród z tyłu jest, a przedogródek mały, u nas jest jak u inwestora samobójcy ha ha, wszystkie media musieliśmy ciągnąć 10-krotnie drożej niestety. Ma to teraz swój ogromny urok i nie zamieniłabym się, chociaż optymalnie byłoby, gdyby dom był na samym środku działki:
cdn.