W maju przesadziłam moje nie kwitnące Cymbidia.
Akcja nie była łatwa. Z pomocą drugiej osoby z trudem wyjęłam rośliny z doniczek. Doniczki trzeba było rozciąć.
Korzenie były w złej kondycji, stanowiły zbitą, częściowo zgniłą masę czegoś, co wcześniej było korzeniami. Bez żalu odcięłam prawie połowę.
Bulwy zostawiłam w kępach po 3-4 sztuki, oczyściłam do zdrowych korzeni i posadziłam do własnej mieszanki podłoża składającej się z kory sosnowej, czipsów kokosowych, łupin orzechów laskowych, liści bukowych(suchych i pokruszonych) oraz za namową Michała ( Kambodzy) dołożyłam sporą część kompostu.
Z dwóch roślin po rozdzieleniu powstały 4 pełne pojemniki (posadziłam dość ciasno) i sporo gołych bulw. Jedną donicę i bulwy wydałam(w podzięce za pomoc)
I po miesiącu Cymbidia ruszyły z kopyta. Miały dużo młodych przyrostów.
Podlewam tylko deszczówką, stoją w zimnym i jasnym pomieszczeniu.
Nie liczyłam na kwitnienie w danym sezonie, a jednak doczekałam się kwiatów na dwóch łodygach.
Dodam jeszcze, że ten egzemplarz nie kwitł u mnie przez sześć lat.