Ja swojego też jeszcze nie dałam rady Ale swój ogród znam, inne muszę poznać. Zawsze coś w głowie zostaje. Zadziwiające, jak się potem sposób myślenia o roślinkach zmienia, jak łatwo przychodzi łączenie roślin w duety Dlatego czytam
Joasiu, idę do ciebie zobaczyć. Ja popołudnie przespałam, czuję się, jakby mnie kto kijami obił. Potem poleciałam na chór
Róż przy tarasie jeszcze nie zdążyłam rozkryć z kopczyków i nie żałuję.
Pogode to chyba wszędzie mamy podobną. Miałam ciąć hortensje ale jak wróciłam z pracy to zacinający deszcz z gradem tak się sypnął że tylko na spacerek z sunią wyszłam i nosa z domu nie wychyliłam. Na chwilę słoneczko wycylało się zza chmur ale bardzo zimno było. Nie ryzykuję jakąś chorobą przed świętami.
Ale żeby czasu nie tracić przepikowałam moje roślinki; lobelię, paprykę i trawę cytrynową. Troszkę się zeszło bo to taka dłubanina. Została mi jeszcze tojeść ale aż się boję za nią zabrać bo bardzo delikatna jest.
pozdrawiam
Jak nie ma słońca to kwiaty skulone , brzydko wyglądają. Kwitną teraz szczególnie przylaszczki , byłoby niebiesko ale kwiatki pozwijały i żadne widoki. Zakwitły jeszcze krokusy Ruby Giant rosnace w cieniu, zaczynaja zawilce ale to wszystko nie ma uroku przy takiej pogodzie. To wczorajsze zdjecia.
A co Ci nie wychodzi w pelargoniach?
Nie ukorzenia się sadzonka, czy potem jest długa i nieładna?
W domu trzeba uważać by nie przelać, bo nie ma dużego ruchu powietrza i utrzymuje się wilgoć w doniczce. Ja swoje sadzonki wbrew zasadom postawiłam na oknie wschodnim gdzie jest słońce i nad kaloryferem oczywiście. Dzięki temu mogę podlać co 3-4 dni i nie gnije. Bez tego groziłoby im zgnicie.
zwykłe pelargonie mają dłuższe międzywęźla
ale tak samo się sadzonkuje
zdaje się że tych przylistków tylu nie mają
one albo gniją albo usychają, więc je odrazu usuwam
Asiunia, trzymam kciuki za twoje nowe kosodrzewiny. Dałaś im paliki?
Ten wiatr rozgania chmury. Troszkę u mnie się przejaśnia. Ale na środku ogrodu stały u mnie dwie donice ze stokrotkami. Zal mi się ich zrobiło, ubrałam kurtkę i przed chwilą pobiegłam je przestawić w zacisze. przy okazji popatrzyłam sobie, jak deszcz z rynny trawnik zalał, mimo podwyższonej rabatki, woda zalała wrzosowisko.
Oj, czosnków by było szkoda.
Jak wracam z pracy, to w jednym ogródku widuję szpaler żonkili, które są jeszcze w pączkach. Zastanawiam się wtedy, dlaczego moje tak szybko wystartowały? Może dlatego, że w zaciszu i przy murze?