Wraz z wiosną stanęłam przed wyzwaniem zagospodarowania terenu przed tarasem.
Jesienią mieliśmy zatrudnić rolnika, żeby przeorał całość pługiem, nawiózł, ale jakoś nie wyszło. Wiosną więc zaprosiliśmy tegoż rolnika, żeby całość chociaż wzruszył glebogryzarką. Sprawnie, w ciągu niecałej pół godziny całość była spulchniona.

Ziemia u nas paskudna, dodatkowo bez konsultacji z nami humus wywiozła nam wykonawczyni i w ten sposób mieliśmy spory deficyt ziemi. Nie było zmiłuj, trzeba było odłożyć inne inwestycje i zamówić ziemię.
nawieźliśmy 9 wanien czarnoziemu. 211ton weszło lekko. Weszłoby spokojnie i jeszcze raz tyle, ale niestety za drogi interes. Ziemię udało nam się kupić tanio, ale tak zanieczyszczona, że płakać się chce.
Po rozplantowaniu ziemi przez ekipę od czarnoziemu, jeszcze raz zaprosiliśmy rolnika by ten przeleciał nam pole najpierw glebogryzarką, potem broną.
I tak przygotowany teren teraz stanowi pole tortur dla mojej elektrycznej glebogryzarki,którą przedstawiłam kilka zdjęć wcześniej, Metr po metrze w jej towarzystwie przewalam ziemię i wyciągam z niej cale taczki gruzy i kamieni. I tak od miesiąca, dzień w dzień...
A w między tak zwanym czasie, gdy jeszcze mam siłę trzymać ołówek w ręce po wytrzęsieniu przez glebogryzarkę, projektuję..
To ma być mój ogród, moja ostoja, enklawa spokoju i zieleni, mój ukochany zakątek na ziemi...