Skończyłam dzisiaj cięcie gałęzi po oliwnikach. Sprzątnęłam trawnik na zapłociu. Uff.

Zaczęłam zrębkowanie. Trochę to potrwa.
Wczoraj zrobiłam rekonesans po 3 okolicznych punktach sprzedaży roślin. Szkółkami trudno je nazwać. Asortyment jest mocno ograniczony do gustów typowego właściciela ogrodu.
Szukałam drzewka, które zastąpi posadzoną rok temu śliwę wiśniową. Zraziłam się do tych śliw i nie chcę już z nimi wiązać ogrodowej przyszłości.
Z tej półksiężycowej rabaty zniknie śliwa, rosnący w jej pobliżu bordowolistny berberys oraz zmęczona życiem kosodrzewina Pumilo. Te ostatnią osłabła z braku oświetlenia ze wszystkich stron. Łysieje i część gałązek usycha.
W oko wpadł mi metrowy okaz judaszowca kanadyjskiego i takiej samej wysokości parocja perska bez nazwy na doniczce. Kształt rośliny przypomina tę, którą zdjęcia w necie określają jako odmianę Persian Spire.
Były też jakieś wyfikane odmiany dereni (pagodowych i kousa) oraz judaszowców odmianowych, ale ceny 250-350 zł za jedną roślinę mój wewnętrzny pragmatyzm przenigdy nie zaakceptuje.
W pobliżu rosną róże, cisowe kulki oraz byliny i niższe trawy. Na końcu półksiężyca rośnie jadalna wiśnia.
Widok na to miejsce z drugiej strony półksiężyca.
Pomożecie w podjęciu decyzji?