Jakiś czas temu pisałam, że chcę skasować żywopłot z ałyczy. No ale trzeba najpierw ściąć i zamówić koparkę. I tak czas mijał, zawsze były pilniejsze sprawy, a to blokowało dalszą robotę. Dwa dni temu przypadkiem spotkałam mojego
Pana Koparkowego. Powiedział że przyjedzie- akurat ma zaplanowaną robotę niedaleko. I szał- na już trzeba ścinać. Zaczęła się masakra.
No ja się pytam, jaki
guuupek to sadził.
Wycięliśmy połowę (choć może nawet nie). Jestem tak podrapana i pokłuta że szkoda gadać. I teraz dopiero widać jaki to był potwór i jak niszczycielski wpływ miał na sąsiedzki sadek. Ale odsłania się przestrzeń no i oczko. Jakby udało mi się kupić folię w tym roku to można urządzać rabatę przy oczku. Wreszcie część roślin z donic poszłaby do ziemi.
Odsłania się potencjał, ale i mnożą pytania. Ale o tym jak wytniemy do końca i wstawię fotki terenu.
Dzisiaj siedziałam wieczorkiem na huśtawce, taka obolała i podrapana, patrzyłam na dół który kiedyś będzie oczkiem i ....
pierwszy raz chyba tak naprawdę uwierzyłam, że się uda. Że kiedyś będę miała ogród.