Ogrody Pisarzowickie to jest jakaś bajka. Ja oniemiałam, zwariowałam, oszalałam. Aparat mi sie zagrzał, byłam jak w amoku.

W szkółce było podobnie- i jak nigdy- żałowałam, że mój Grzesiu nie żałuje na rosliny. Potrzebowałam chyba męża, który powiedziałby - stop- a tu facet, który dokłada na wózek kolejne doniczki.



Samochód załadowaliśmy cały

Zdjęc z Pisarzowic było pokazanych wiele, a nie chciałabym by ktoś pomyslał, że to moje.


Powiem tylko tyle- jesli ktoś tam nie był- to błąd.


Część zakupów- na zdjęciach tylko rózaneczniki( dwie azalie juz posadzone), były jeszcze inne roślinki (cytryniec japoński, Liliowce dla Mamusi na Jej święto.

