Dziś będę pisał o łososiu, gdyż ostatnio jestem pod wrażeniem tej ryby, która płynie z głębi oceanu, pokonując tysiące kilometrów i wiele przeszkód, które wydają się nie do pokonania, żeby trafić dokładnie do tego samego strumienia w którym się urodziły i wychowały, złożyć jajka i wyzionąć ducha. Droga którą pokonują i robienie gniazda w żwirze wykańcza te ryby i giną one w miejscu swoich urodzin. Ten ogromny heroizm tej ryby, która tak walczy o zachowanie swojego gatunku, poruszył mnie bardzo i postanowiłem choć trochę po śledzić tę wspaniałą rybę. To naprawdę widok niesamowity, gdy widzisz latające ryby, wielkości metra i pewnie z 8 kg wagi. Lub gdy w wodzie po kostki w małym strumieniu, prze do przodu wielka ryba jak czołg. Zdjęcia może nie są najlepszej jakości, gdyż warunki były ciężkie, a ja nawet instrukcji jeszcze nie przeczytałem z braku czasu, ale myślę że mi wybaczycie. W następnym sezonie się poprawie



. Po wyjściu z pracy nie ma już za dużo czasu do zmierzchu. A gdy byłem w Hamilton było wcześnie, niby było słońce ale strumień płynie przez las i były cienie i odbicia wody i wszystko się działo w szybkim tempie. Wczoraj znów byłem w Hamilton i zacząłem od tego strumienia co przedtem, nazywa się Gindstone. licząc na to że będzie dużo ryb i nie zawiodłem się. Tu miałem ryby w zasięgu swojej ręki, mogłem je wyciągnąć z wody. Nad Humber było marnie, gdyż padał deszcz i była duża woda i brudna a ryby wolały płynąć pod prąd w wodzie niż pokonywać stopnie górą. Dalej pojechałem tam gdzie skończyłem swoją poprzednią wycieczkę, będąc zły że nie znalazłem wodospadu. Nawet nie wiedziałem że wtedy zawróciłem 200 m przed wodospadem. Wczoraj zaliczyłem 5, było wspaniale, pogoda boska, kolory jak w bajce a wodospady jak marzenie. Znów zrobiłem sobie wspaniałą wycieczkę. Już nakręciłem 3tyś.200 km. Powiedziałem że do 3,5 dobiję. Hamilton to miasto wodospadów ale o tym , następnym razem , pozdrówka dla wszystkich.