W
lipcu nadal wąchałam róże i dziwiłam się przyrostowi hortensji - w drugim sezonie potroiły swą objętość. Odkryłam, że przezimowały wszystkie jeżówki z wyjątkiem Cherry Fluff, wyczuły chyba, że ich nie polubiłam. Lipcowa sielanka trwała. Jednoroczne z wysiewów własnych dały popis, chabry, cynie, driakiew, kosmosy, bupleurum wkroczyły do akcji. Kilka razy zrobiłam bukiety. Warzywa wypełniły wszelkie możliwe przestrzenie skrzyń, ale nie zabrakło ich także na rabatach ozdobnych. Selery tworzyły obwódkę przed Chopinami, kapusty rosły na różance.


W
sierpniu obrodziły cukinie i ogórki. Plony własne zamknęły się w kilkudziesięciu słoiczkach. Których wciąż brakowało na zmianę z zakrętkami, byłam częstym gościem centrum ogrodniczego

Pod koniec sierpnia dojrzały pomidory, zdążyły przed zarazą. Dziury tu i gęstwiny tam - obnażyły na rabatach błędy nasadzeń pierwszego sezonu. To był leniwy
sierpień, nadal wąchałam, wszak róże nadal kwitły. Posadziłam jedynie trzy buczki Dawyck Gold. Rozkręciły się trawy, sporobolusy, prosa, miskanty. Ogród bezdyskusyjnie przejęły we władanie kosmosy Cupcake.
We
wrześniu stwierdziłam, że w ogrodzie wciąż mało drzew. Postanowiłam nadrobić nieobecność judaszowców i powiększyć stan posiadania dereni kousa. Po wyprawie do Pęchcina ogród zyskał kilka drzewek o rozłożystym pokroju, takich jakich brakowało. Poza tym w ogrodzie nie działo się wiele, za to w mojej ogrodniczej duszy … grało! W ogrodach angielskich Great Dixter, Sissinghurst, w parku Leeds Castle i w londyńskim ogrodzie botanicznym KEW. Tego nie było nawet na liście marzeń na rok 2022

Wiele podczas tej podróży zrozumiałam. W sensie ogrodniczym to była podróż życia...