Rododendronowy ogród II.
19:23, 11 sie 2013
Bożenko, buziaczki przesyłam
Kuruj się, nie męcz oczu.
Bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że trochę lepiej z jednym okiem.
Opowiem Ci, jaka jestem gapa
Nie pisałam, ale - pomimo tego, że obiecałam (sobie) nie karmić ptaków, to jednak słowa nie dotrzymałam. Kupiłam ziarna słonecznika (do kuchni) ale okazało się, że dostałam słonecznika z wkładką - jakieś jedno stworzenie małe, acz latające zoczyłam.
Miałam do wyboru - wyrzucić albo dać ptaszkom.
Ptaszęta były zachwycone - przylatywała cała rodzina sikorek, a od kilku dni jakieś inne ptaszki, też rodziną całą, podobne do wróbli, ale mniejsze.
W piątek napełniłam karmnik prawie do pełna.
Wczoraj jeszcze widziałam, jak jedzą. Dziś tylko rano narobiły hałasu, siedząc całą rodzinką na czubku drzewa, były tak głośne, że aż wyszłam zrobić im zdjęcie.
Potem nawet przez chwilę się zastanowiłam, czemu dziś nie przylatują do karmnika, ale zajęta różnymi różnościami przestałam o nich myśleć.
Dopiero mój syn, idąc po coś pod wiatkę zauważył, że (cytuję): "coś się spsuło".
Karmidełka były puste, bo pokarm zawilgotniał (całą noc z soboty na niedzielę u mnie padało), napęczniał i nie opadał, więc i nie wsypywał się do karmidełek.
No czyż ja nie gapa?
Teraz mam rozterki, czy pokazać Ci te ptaszęta, czy dać kfiatka. Może jednak ptaszków nie dam, żeby Cię nie kusiło
Malwę nadbużńską przesyłam

Bardzo mnie ucieszyła wiadomość, że trochę lepiej z jednym okiem.
Opowiem Ci, jaka jestem gapa

Nie pisałam, ale - pomimo tego, że obiecałam (sobie) nie karmić ptaków, to jednak słowa nie dotrzymałam. Kupiłam ziarna słonecznika (do kuchni) ale okazało się, że dostałam słonecznika z wkładką - jakieś jedno stworzenie małe, acz latające zoczyłam.
Miałam do wyboru - wyrzucić albo dać ptaszkom.
Ptaszęta były zachwycone - przylatywała cała rodzina sikorek, a od kilku dni jakieś inne ptaszki, też rodziną całą, podobne do wróbli, ale mniejsze.
W piątek napełniłam karmnik prawie do pełna.
Wczoraj jeszcze widziałam, jak jedzą. Dziś tylko rano narobiły hałasu, siedząc całą rodzinką na czubku drzewa, były tak głośne, że aż wyszłam zrobić im zdjęcie.
Potem nawet przez chwilę się zastanowiłam, czemu dziś nie przylatują do karmnika, ale zajęta różnymi różnościami przestałam o nich myśleć.
Dopiero mój syn, idąc po coś pod wiatkę zauważył, że (cytuję): "coś się spsuło".
Karmidełka były puste, bo pokarm zawilgotniał (całą noc z soboty na niedzielę u mnie padało), napęczniał i nie opadał, więc i nie wsypywał się do karmidełek.
No czyż ja nie gapa?

Teraz mam rozterki, czy pokazać Ci te ptaszęta, czy dać kfiatka. Może jednak ptaszków nie dam, żeby Cię nie kusiło

Malwę nadbużńską przesyłam
