Sławko, ja do Katowic mam w tej chwili 20km, codziennie jeżdżę do pracy. Rzut beretem

Ja też się bardzo cieszę, że akurat teraz tu trafiłam. Człowiek chłonie jak gąbka i chce więcej.
Bogda, moja Ty mistrzyni rozmnażania z patyczków!

Z radością przyjmę różne badyle. Moje pustkowie będzie bardzo chciało być obsadzone a jak sobie pomyślę ile to pieniążków wyssie to aż głowa boli. Ale najpierw musimy się ogrodzić, bo inaczej nie ma sensu i goście pozżerają. Próbowaliśmy posadzić w zeszłym roku parę tujek. Przyszła taka jedna sarnina i ugryzła na wysokości swojego pyska. Został akurat taki trójkącik na górze, potem był łysy pieniek i znowu zielony dół. Kokardy opadły.
Madżenko, dzięki ogromne. Ja już bardzo te graby chcę i zdjęcia z cięcia bardzo chętnie obejrzę!
Moją prawie że jedyną roślinnością jest jak na razie kawałeczek trawy. Wczoraj popołudnie upłynęło pod znakiem; zajmujemy się tym kąskiem. Trawka była koszona, dostała nawozu jesiennego, a potem podlewanie. Jak dobrze, że w pracy był stresujący dzionek, z błogą przyjemnością i bezmyślnym niemalże uśmiechem sobie stałam przez prawie DWIE godziny i podlewałam ze szlaucha, by nawóz się ładnie rozpuścił. A że mamy pustelnię kątem oka widziałam sąsiadów na werandce, którzy sobie obserwowali. Ciekawe co sobie myśleli?

Koniecznie musimy zaplanować system podlewająco-nawadniający, bo nie wiem co zrobimy jak obsiejemy resztkę pustkowia. Doby nie starczy.
A na dowód tego, że trawa jest prawie, że jedyna….

Oto żółte chabozie niezidentyfikowane. Pierwszy prezent roślinny od mamy naszego dobrego kolegi. Wsadzone gdziekolwiek. Istny raj dla motyli.