Witajcie, moi mili. Dziś dałem sobie czadu. Wyszedłem z domu przed 9 i poleciałem 3 przecznice na higway, po 15 minutach zatrzymał się Indianin wypasionym pick'upem i zabrałem się do Kelowna 55km, za 45 min byłem na miejscu. Nic z nim nie gadałem, bo był nie kumaty i tylko mówił OK, wiedziałem że nic nie łapie z mojej rozmowy. Kupiłem tam sobie wypasiony telefon, Galaxy note II, najdroższy jaki był w sprzedaży, po prostu cacko. Przez najbliższe kilka dni będę miał zajęcie

. Kupiłem sobie szklankę z podwójnymi ściankami z powietrzem w środku, jak w termosie, powoli
stygnie w niej herbatka. Kupiłem jeszcze wspaniałą kaszę z Manitoby taka do jedzenia na sucho jak pestki z dyni czy słonecznika smakuje jak dynia i jest taka granulowana jak na opakowaniu. Jadłem w
markecie Kostko, jakoś Polską nazwą zalatuje. Poleciałem tam za telefonem, bo w salonie były tylko grafitowe a ja koniecznie chciałem mieć biały, całe szczęście był, jeden. Wziąłem go i poleciałem z nim do salonu,t aki miły młody chłopak aktywował mi kartę natychmiast, zostawiłem mu telefon na godzinę i poustawiał mi wszystko, Ameryka. Później zrobiłem trochę fotek i o 6 stanąłem przy lotnisku na sępa, po 30 minutach zatrzymał się osobowy samochód który wyjechał z lotniska. Bałem się że pociemku nikt mnie nie zabierze a jeszcze do tego sypał śnieg. W samochodzie cały czas mnie zagadywało, małżeństwo. Po 10 minutach wyjąłem laptopa i pokazałem im fotki i miałem ich z głowy do Vernon, byli tak mili, że przywieźli mnie pod sam dom i tacy są właśnie Kanadole. I weź tu człowieku wracaj do Polski, będą mnie musieli rwać z asfaltem

. Dobra nie będę już ich chwalił bo jeszcze mi się tu wszyscy zwalicie i co ja biedny z Wami zrobię

. Będąc po drugiej stronie jeziora
nabrałem sobie bańkę wody źródlanej z potoku. Teraz pokażę kilka fotek dzisiejszych i idę spać, bo wrażeń byłosporo.
Trawki i rudbekie