A to połowa z miskanta, którego kupiłam za 28 zeta. Nie chciałam najpierw brac bo wydawało mi się drogo ale po przyjrzeniu się stwierdziłam, że z tego okazu zrobię 4 miskanty takie jak sprzedają normalnie po 10 zeta
Gosia ale super czarna trawa , i miscant też dobrze,że wzięłaś a to poziomki? a to Welcome superaśnedrogie było?
Zajęłam sobie miejsce to teraz spokojnie mogę kwiatka poszukac a potem na setke odśpiewac ,,sto lat" i życzyc następnych setek.I nawet zdjęcia jak na zawołanie zaczęły się wgrywac.
A tyle zostało po mojej ślicznej Liriope. Posadzona w ubiegłym roku dorodna kępa zasmakowała zającowi. Zjadł prawie wszystkie liście. Ku mojej radości zaczęła odbijać wiosną i pokazały się nowe liście. Za jakiś czas zniknęły. Widocznie to wyjątkowy zajęczy przysmak.
Nie ryzykuję więcej. Przesadziłam i teraz rosnie tuż przy tarasie - tutaj większa szansa, że uchronię ją przed żarłokiem Jeśli nie.... No to trudno
nie martw się, Liriope odbija tylko bardzo powoli będzie dobrze
A u mnie zimę przetrzymało a potem nagle uschło i już wyrzuciłam. moze trzeba było poczekac? Pozdrawiam Irciu.
Bogdziu, szkoda roślinki Nie mam jednak dużego doświadczenia z nią i nie mam pojęcia jaka mogła być przyczyna uschnięcia.
Ze swojej mimo że nie chcę, to muszę zrezygnować
A tyle zostało po mojej ślicznej Liriope. Posadzona w ubiegłym roku dorodna kępa zasmakowała zającowi. Zjadł prawie wszystkie liście. Ku mojej radości zaczęła odbijać wiosną i pokazały się nowe liście. Za jakiś czas zniknęły. Widocznie to wyjątkowy zajęczy przysmak.
Nie ryzykuję więcej. Przesadziłam i teraz rosnie tuż przy tarasie - tutaj większa szansa, że uchronię ją przed żarłokiem Jeśli nie.... No to trudno
nie martw się, Liriope odbija tylko bardzo powoli będzie dobrze
Dzięki Pawle za pocieszenie, chociaż wszystko wskazuje na to, że z liriope będę musiała pożegnać się na zawsze, choć pięknie odbija Przesadziłam ją przy samym tarasie w nadziei, że zające nie zapuszczą się pod sam dom. Wygląda jednak na to, że to dla nich wyjątkowy rarytas, bo właśnie wczoraj wieczorem znów dobrał sie do młodych listków..... Nie ma sensu walczyć z łobuzami
Gabrysiu bardzo miło mi było Cie poznać u Bożenki Masz piekny ogród i tyle różności
Często podziwiam .Powiedz proszę jak nazywa się ta roślinka z białymi pióropuszami,też ja mam i w tym roku urosła du a nie wiem ile jeszcze urośnie
Dla Irenki wielbicielki mojego arystokraty specjalne zdjęcie Kajtka, dzisiaj w roli grupy trzymającej władzę, tj. jedną łapką reguluje dopływ wody do oczka.Nie mówiąc o tym, że skoki do wody też już były, co widać w brakach puszystego futra. Pozdrawiamy.
Witaj Weroniko - Twój ogród wraz z czworonożnym gospodarzem nieustannie zachwyca Zdjęcie fantastyczne! Z takim pomocnikiem praca w ogrodzie to sama przyjemność
Szkoda tylko róży Westerland - wierzyłam, że odbije...
Moja zimę przeżyła bezproblemowo i już mnie cieszy pąkami
Minęło kilkanaście dni od tej felernej nocy. Rosliny częściowo zregenerowane, częściowo padły i np. lilie nie do uratowania
Pocieszeniem są piękne piwonie, które uwielbiam. Właśnie rozkwitają...
Cieszę się Aniu , że przesadzanie tych dużych roślin mam już za sobą ..... W tym miejscu będzie im znacznie lepiej bo słońce i przygotowana gleba ..... pozdrawiam
No tak...czytamy ze zrozumieniem...a rukola to jakieś chyba warzywo Przynam sie że chyba nie jadłam świadomie tego ..... Tak to jest jak na szybko sie wpada i che by ćwszędzie...a nie jest się nigdzie..
chyba nie jadłam świadomie tego ... no i sobie przypomniałam ... ... lata temu ciągle słyszłam o potrawie zwanej tajemniczo "ozorkami" ... pojęcia nie miałam co to może być ... wstydziłam się jak diabli, że nie wiem co to jest a wszyscy ciągle po jakiś uroczystościach "ozorki były i ozorki były" ... w końcu zebrałam nie wytrzymałam i obnażyłam swą niewiedzę pytając dziewczyny w pracy (po imprezie były i znowu jadły) ... no a one jakże wyjaśniająco "że ozorki to ozorki" ... więc drążę i zapytowywuje konkretnie z czego to jest ... i tu mnie zmiażdżyło "z języka ... " ... w miejsce kropek chyba krowę należy wstawić nie pamiętam ... pamiętam za to, że w tamtym dniu zrozumiałam i byłam pewna, że ja to tych ozorków nie będę jadła nigdy ... nawet jakby były najwyższym wymiarem szczęścia w gębie ... o nie ...
minęło trochę czasu ... byłam na weselu przyjaciółki ... byłam głodna bo od rana ją pilotowałam kosmetycznie ... aranżacyjnie ją i salę weselną w końcu siebie więc nic nie jadłam ... jak wszyscy uderzyli na parkiet ja złapałam talerz (nie ... nie talerzyk ) ... nałożyłam sobie tyle ile się na nim zmieściło i w spokoju konsumowałam ... w spokoju dopóki wtedy jeszcze nie małż nie wymyślił sobie, że on ze mną zatańczy ... odmówiłam bo jem ... usiadł i czeka - no cierpliwy to on był zawsze - w końcu talerz był pusty ... jeszcze nie małż grzecznościowo pyta czy może coś jeszcze zjem ... a ja na to:
"chętnie ... tylko nie ozorki bo one z jęzorów czegoś są " ...
jeszcze nie małż zbladł ... zczerwieniał ... i wstając i wolno się cofając rzekł: