I teraz koncepcja zmiany i prośba do Was o ocenę sytuacji.
Pierwsze założenie - rabatka z drewnianą palisadą widoczna na drugim zdjęciu będzie powiększona w strone obecnego warzywnika. Na niej pojawią sie dwa świerki conica, na które jest juz za mało miejsca na obecnej rabacie. Nie wiadomo czy przezyją tę przeprowadzkę. Na drugiej rabacie nie wiadomo jeszcze, co będzie, ale ta kwestia będzie do rozważenia na koncu.
Taka koncepcja:
jest
ma być
jest
ma być
Jest pomysł, by zamiast drewnianego płotku dać ażurowy z drutu - to się zobaczy jeszcze.
Zdecydowałam się jednak usunąć klona ginnala zainfekowanego werticiliozą. Kolejna gałąź zaczęła więdnąć i schnąć. Uznałam, że nie będę czekać. Dziś go eM niemałym wysiłkiem wykopał. Staraliśmy się też usunąć jak najwięcej korzeni, które szeroko się rozeszły. Wybraliśmy też ziemię na jakieś 20cm a potem zlałam dół nadmanganianem potasu.
I teraz dumam co posadzić w zamian.
Najpierw myślałam o miskancie Memory ale chyba fajnie by wyglądało coś liściastego na pniu. Iwonka Inka narobiła mi smaka na tego nowego grujecznika .
Dziewczyny, po porcji pochwał i zachwytów pokażę (dla równowagi) wstydliwą, zaniedbaną cześć ogrodu - warzywnik, który nie jest warzywnikiem, a jedynie obszarem, który woła o zmianę .
Wołał i się doczekał. W związku z tym, że warzyw nie uprawiam postanowiłam skończyć z fikcją i radykalnie zmniejszyć obszar "użytkowy" - ograniczyć go do krzewów z borówką amerykańską, agrestem i porzeczką. Każdy krzaczek w liczbie sztuk kilku.
Uwaga, zdjęcia dla ludzi o mocnych nerwach - oto z czym będziemy się mierzyć. Skojarzenia cmentarne - jeśli ktos ma - jak najbardziej uzasadnione
Na wolnych rabatkach "rosły" (cudzysłów zamierzony) pomidory i truskawki.
A co w ogrodach?
W drugim ogrodzie pomogłam bratu posadzić flance i pośmiać nasiona warzyw.
Później już cały warzywnik to jego praca. Cieszę się, że od kilku lat , pomagał mi w ogrodzie bo teraz to już całkiem doświadczony ogrodnik. Jestem bardzo z niego dumna!
Ogród mimo mojej nieobecnosci ma się całkiem dobrze.
W lipcu dostałam pozwolenie na plecak
Do tej pory były obawy o kregoslup, więc musiałam wędrować bez obciazenia.
Nareszcie mogłam też nocować w schronisku.
Podczas tego wyjazdu zrobiliśmy jeden z najcięższych szlaków w Karkonoszach i wtedy poczulam, że nareszcie wracam do sił.
W sierpniu były rowery nad morzem i spanie w namiocie.
Wtedy też udało się zrobić pierwsze, idealne kroki. Pierwszy raz od 7 miesiecy normalnie szłam !
Namówiłam eMa, by zrobił totem z duzego pnia...wyciął progi, a ja posadziłam w nich rojniki, w przyszłym roku będą "wylewać się" na zewnątrz...mam nadzieję...ale jest jeszcze nie skończony...
Pierwszy wyjazd w góry po wypadku i pierwsze 10 km.
Spacerkiem z Sokolowska do schroniska Andrzejowka.
Później byliśmy w moich ukochanych górach Sowich.
Nie byłam w stanie dojść do schroniska Zygmuntowka i dzięki wspanialym ludziom tam pracujacym, dostaliśmy pozwolenie na podjechanie samochodem pod samo schronisko. Przywitali mnie kawa i tortem. Mimo, że nie zrobiłam wtedy żadnego spaceru po górach, to byłam ogromnie wzruszona ludzka życzliwością.
Pod koniec czerwca wróciłam w moje ukochane Karkonosze.
W dwa dni zrobiliśmy 15 km a ja czułam się jakbym zdobyła 8000 m n.p.m.
Następne były góry Izerskie i noce spędzone w namiocie.
Miałam obawy przed tym wyjazdem... kule w połączeniu z namiotem to brzmiało jakoś strasznie. Oczywiście jak zawsze, okazało się, że strach ma wielkie oczy i byłam bardzo wdzięczna eMowi, że mnie namówił na ten wyjazd.
Lady gledi A może gledi man
Dolny lampion ma nieco nieprzyzwoitą zawieszkę
Wiosną wokół jeżówek sypnęłam granulki, ślimaki były tak wygłodniałe, że zaczęły mi listki podjadać. Szczęśliwie już do jeżówek nie wróciły, choć w innych, bardziej cienistych miejscach mam ich setki.
Fotek mam dużo, nie było tygodnia, żebym nie biegała z aparatem. Bardzo mnie to relaksuje.
Niestety potem zazwyczaj brakuje czasu lub chęci na systematyczne wrzucanie ich na wątek.
Jeżówki faktycznie dobrze u mnie rosną, szybko przyrastają.
Tak sobie myślę, że oprócz podłoża dużo zależy od samej sadzonki. Większość mam z Ogrodu Łobzów.
To miejsce, gdzie mają bardzo dorodne byliny, trawy, tylko ceny bardzo krakowskie Niemniej zazwyczaj udaje mi się wybrać takie sadzonki, które jeszcze można podzielić, a jeśli jest to tylko jeden kwiat, to i tak bardzo dobrze ukorzeniony.
U ciebie Agatko problem z wygniwaniem to pewnie zasługa cienia. Stok jest południowy, ale przy tej ilości dorodnych już drzew i krzewów niestety robi się busz.
Ja panicznie boję się dużych drzew przy domu i pozbywam się wszystkiego co mnie zaczyna "straszyć". Dużo pracy z tym przerabianiem rabat, ale każdy poprawiony drobiazg cieszy.
Wody mamy w tym roku w Małopolsce pod dostatkiem. U mnie wody podziemne co chwila znajdują sobie jakieś nowe ujścia.
Parę dni temu po ostatniej ulewie mały gejzer wytrysnął i tak sobie przez kilka dni ciurkał w stronę bramy. Skąd? w tak suchym miejscu? Nie mam pojęcia.
Na końcu tego szpaleru hortensji, funkii i rodków miałam małe jeziorko, a w zasadzie źródełko.
Przez kilka dni woda z błotem wylewała się przez tunel w bramie na drogę.