Zaczęłam wczoraj pisać i jakoś tak.. nie skończyłam, załamana troszkę byłam, nie tyle skutkami gradu co w ogóle tą pogodą.
Wczoraj nie dało się wiele sprawdzić, bo wciąż padało, raz mocniej raz słabiej ale bez przerw, ulewy też nam nie odpuściły w dalszym ciągu.
Po dzisiejszym obchodzie mogę napisać, że ok. 30% pąków poszło, więc kwiecia będzie mniej, wiele róż straciło pędy, część jest połamana ale więcej jest wyłamanych

, zwykle u podstawy. Szczyt straciła magnolia, nieciekawie wygląda także perukowiec, irysy, bodziszki i reszta kwitnących - już w sumie nie kwitnie, zrobiło się po prostu zielono w ogrodzie.
Ale.. pozytywnie na to patrząc - mój dom stoi i nic mu nie jest, wokół mnie, szczególnie w starszych domach podziurawione zostały dachy a nawet wybite okna dachowe. Byłam przerażona wczoraj, jak wracałam z pracy, drogi w okolicy nieprzejezdne, wszędzie straże, plandeki i co można dać jako okrycie na wielu domach, dachach, pompy w ruchu, wszędzie mundurowi. Jakby jakaś apokalipsa na naszą okolicę spłynęła

.