Po kilku latach miotania się z wygrabianiem liści, igieł i szyszek z rabat wreszcie przestałam to robić, traktując ten materiał jako ściółkę.
Prawie całkowicie pozbyłam się chwastów, nie robię już akcji "pielenie", po których padałam ze zmęczenia. Od czasu do czasu wyrywam jakieś wątłe, słabo ukorzenione chwasty, które z łatwością wychodzą ze ściółki.
Czasem dosypuję trochę kory do dekoracji, ale nie są to hurtowe ilości, a podstawą jest to, co sama wyprodukuje natura.