Aniu masz rację! Trochę też jest w tym winy, ze walczymy ze skutkiem, a nie z przyczyną. Najpierw pozbywamy się kretów jakoby były złem najgorszym, a potem mamy plagę tego, czego nie zjadł. W końcu jak się naje to sobie pójdzie, a kopce możemy zgrabić. Natura ma na wszystko swoje sposoby tylko czasem jej nie pozwalamy wkroczyć. Tak nawet jakby się zastanowić to ogród jest w końcu tworem sztucznym i skoro coś nie pasuje to czemu się przy tym upierać? Skoro np. jakaś roślina jest co roku atakowana i co roku się męczymy to czy nie łatwiej byłoby zastąpić ją inną odporniejszą? Tak jak rododendrony...na co się targać na nie jak nie mamy dla nich odpowiednich warunków? Ja sobie je odpuściłem, bo wiem, że byłyby problemy. Niestety duże zaniedbanie jest wśród wszystkich pseudo szkółkarzy, którzy idą na ilość nie jakość i potem męczymy się, bo coś przyniesiemy. Jak w porę się z czymś nie uporamy to opanuje ogród i tyłek blady. Dlatego współczuję z całego serca każdemu co ma opuchlaki lub inne takie w ogrodzie, bo to potrafi odebrać chęć do czegokolwiek. Trzeba zawsze mieć nadzieję, bo mimo tego, że jest matką głupich to umiera ostatnia